★★★★★★★★★
„Światło,
którego nie
widać” to książka, o której
między listopadem, a grudniem każdy
mówił.
Nie sięgnęłam
po nią z „ciekawości”,
dlaczego każdy tak to poleca, tylko dlatego, żeby
zobaczyć realia II wojny światowej.
A co dostała? Książkę nie wartą
polecenia, czy książkę,
do której zapewne
będę
nie jeden raz wracać.
„Otwórzcie oczy i popatrzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je
na zawsze.”
Mieszkanka Paryża- Marie-Laure przez chorobę w młodym wieku traci wzrok. Od tego
momentu musi zacząć swoje życie na nowo. Musi posiąść umiejętności, które pozwolą jej normalnie żyć we Francji, państwie ogarniętym strachem przed niemieckimi żołnierzami i Hitlerem. Równolegle do
tej historii poznajemy młodego chłopca, Wernera, mieszkającego wraz z siostrą w niemieckim sierocińcu. Werner jest aryjskiej urody, a
dodatkowo posiada ponadprzeciętne zdolności, które
wykorzystuje naprawiając radia. Właśnie dzięki tej umiejętności dostaje niepowtarzalną okazję odmiany swojego losu i wstąpienia do szkoły, w której kształci się młodych Hitlerowców.
Anthony Doerr za sprawą książki przenosi czytelnika do wspaniałego i przy tym jakże klimatycznego miasta Saint-Malo
umiejscowionego we Francji 1944 roku. Saint-Malo z każdej strony otoczone jest murami obronnymi, za którymi znajduje się morze. Razem z Marie-Laure przemierzamy uliczki prowadzące na targ, do piekarni, na plażę i chociaż postrzeganie otaczającego ją świata skupia się głównie na
zmysłach słuchu, zapachu oraz dotyku, to i
tak w powieści nie brak opisów miejsc i
sytuacji widzianych za pomocą oczu narratora. Zwykle wydaje się to pomocne, lecz czasami wytrąca z perspektywy osoby niewidomej,
która de facto nie jest w stanie
dostrzec barw. Nie odbieram tego jednak jako znaczącą wadę, która miałaby zaważyć na ogromnej przyjemności płynącej z czytania tej książki. Natomiast dzięki Wernerowi poza Saint-Malo mamy
również okazję przemierzyć niektóre państwa europejskie ogarnięte wojną i tłamszone przez hitlerowców.
"Światło, którego nie widać" to książka dopracowana w najmniejszych
szczegółach, napisana ciekawym językiem, ze świetnie wykreowanymi bohaterami,
których poznajemy jako dzieci i którym towarzyszymy przez następne lata życia patrząc, jak zmieniają się pod naciskiem otaczającego ich świata. To także historia o utracie najbliższych, o nadziei, wierze, bezradności i o przenikaniu się losów ludzkich. Łatwo jest wciągnąć się w historię, naprzemiennie pisaną z perspektywy Marie-Laure i
Wernera. Rozdziały są tak krótkie i przy tym treściwe, że dzięki temu nie odczuwa się sporej objętości książki. Być może nie jest to lektura przełomowa, jednak w pełni zasługuje na Waszą uwagę.
Książkę tę polecam wszystkim, niezależne od tego, jaki gatunek literacki jest Waszym ulubionym,
bowiem każdy znajdzie w Świetle, którego nie widać każdy znajdzie coś dla siebie. Sama nagroda Pultizera podwyższyła moje wymagania względem tej powieści i przyznam, że zostały w dużej mierze spełnione. Jeżeli więc chcecie wiedzieć, jak skończyły się losy niewidomej Marie-Laure i młodego Niemca, Wernera i czy ich losy kiedykolwiek się skrzyżowały, to koniecznie przeczytajcie
"Światło, którego nie widać".
Książka u mnie na półce i niedługo będzie czytana. Mam nadzieję, że spodoba mi się tak jak tobie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/